Salomon Powder Week


[bsa_pro_ad_space id=1]

powder week 

powder week 

 Do Cervini docieram już w czasie gdy gwiazdy skrzą nieboskłon, i tylko ciemne kontury olbrzymów dają się zauważać. No cóż, towarzyski wieczór trzeba zacząć i jutro zacząć rekonesans. Rano nie pozostawia złudzeń. Piękne niebo, prawdziwe włoskie "azzurro", tak bezlitosne dla śniegu, jak czarne charaktery z hollywoodzkich baśni. Trzeba się zbierać 
i zobaczyć co na mnie w górach czeka. Południowa strona przetrzebiona z pokrywy, jednak to jeszcze narciarze, a nie pastuszkowie są dominującym elementem. Po trzech godzinach kręcenia się po okolicy wiem że jedynie wysoko położone lodowce są źródłem miękkiego i suchego śniegu, nie jest to idealny puch, ale przewiany śnieg też potrafi być źródłem wspaniałej jazdy. 
Życie nie zna nudy. Pół bagażnika autobusu mieliśmy zapakowanego niemal wszystkimi modelami nart Salomon’a, tak świeżych jak farba w przyszłorocznych katalogach. Pierwsze dwa dni spędzam na stoku z grupką klientów przełamując stereotyp, że narty freeride’owe na trasie radzą sobie nie gorzej jak poza nią. Po zjechaniu niemal każdej trasy w okolicy, pojawia się u mnie głód "bez trasu". Zgarniam operatora Adama Hofbauer’a i ruszamy na lodowiec. Jest dobre światło, nie najgorszy śnieg i dobre humory. Najlpsze ma nadejść wkrótce, wszak jesteśmy z Volare Travel. 

Powder Week
Przychodzi wreszcie długo wyczekiwany dzień. Pogoda bez zmian. Słonecznie, sucho i bezwietrznie. Pakujemy się wcześnie i ruszamy w stronę Gressoney, skąd polecimy w rejon masywu Monte Rosa. Po załatwieniu formalności wsiadamy na wyciąg i jedziemy w stronę lądowiska. Ukazują mi się znajome rejony, gdzie przed trzema laty kręciliśmy "The Emotions". Na lądowisku wszystkim dopisują wesołe humory, szybkie przeszkolenie i już łopaty wirnika zaczynają się poruszać. Trwająca w nieskończoność chwila rozgrzewania silnika i już ładujemy się na pokład. Lot, wysiadka, przygotowanie jak w transie. Jest sygnał i ruszam w ścianę. Stromo, dużo przestrzeni, suchy, szybki śnieg, dobry by rozwinąć skrzydła. Dzień mija tak szybko jak dziecięca zabawa w piaskownicy. Ledwie się odepchnąłem kijkami i już koniec. 


Zmęczenie jest wyraźnym znakiem intensywnego dnia. Wyjazd zbliża się ku końcowi. Ostatni zjazd robię wcześniej chcąc mieć czas i siłę na pamiątkowe zakupy. Jutro rano spakujemy autobus i ruszymy do domu.
A powrót do domu to nie koniec sezonu.

Michał "Bolo" Trzebunia

Start typing and press Enter to search