Walorów freeride’owych Gruzji nikomu przedstawiać nie trzeba. Jednak większość osób kieruje swoje kroki w popularne rejony Gudauri. Tymczasem, gruziński Kaukaz skrywa nadal wiele „secret spotów” i miejscówek znanym jeszcze niewielu. Zobaczcie jaką przygodę w regionie Racza zeszłej zimy przeżyła ekipa zaprzyjaźnionych z redakcją Pure Powder splitboarderów. Poniżej rozmowa z Filipem Ludką – jednym z uczestników wypadu.
Pure Powder: Dlaczego zdecydowaliście się na Gruzję i to w dość niesztampowej opcji?
Filip Ludka: Nie było za tym jakiegoś wielkiego planu. Bartek Żurawski, mój znajomy, kiedyś powiedział mi, że ma kontakt do przewodnika w Gruzji. Po prostu zebraliśmy ekipę 5 osób i pojechaliśmy to sprawdzić. To właśnie Bartek zajął się organizacją tripu i miał wcześniej kontakt z naszym przewodnikiem Siergiejem Potapenko.
PP: Mieliście w planie zostać z jednym miejscu czy zmienialiście lokalizacje?
FL: Nasz przewodnik Siergiej pochodzi z Ukrainy. Zgarnął nas z lotniska w Kutaisi, lecieliśmy tam z Warszawy. Następnie zabrał nas do niewielkiej wioski Glola, znajdującej się na wschodzie regionu Racza. Jest to ostatnia wioska przed granicą rosyjską, dzieli ją od niej już tylko jakieś 25 km. Miejscowość znajduje się na północny-zachód od słynnego Gudauri. W prostej linii te miejsca są oddalone o jakieś 60 km, jednak podróż samochodem z Gudauri do Gloli to niemal 300 km dookoła gór. We wsi zatrzymaliśmy się w prywatnej kwaterze u sympatycznej starszej pani, która gotowała nam codziennie gruzińskie przysmaki.
PP: Co najbardziej utkwiło ci w pamięci?
FL: Ze snowboardowego punktu widzenia to, że Siergiej twierdził że wiele zjazdów, które robiliśmy, były robione po raz pierwszy. Ten rejon gruzińskiego Kaukazu jest naprawdę dziewiczy i rzadko odwiedzany. Drzemie tam niesamowity potencjał, góry są naprawdę potężne. Jeżeli chodzi o ludzi, to także mieliśmy mnóstwo fajnych doświadczeń. Są bardzo przyjaźni i robią wrażenie, że to co mają zupełnie im wystarczy. Domki zbudowane są dość prowizorycznie, ale trzymają się, wszystko działa i jest OK.
PP: Czy wydarzyło się coś niespodziewanego?
FL: To pytanie wolałbym pominąć…
PP: Opowiedz coś o ciekawszych akcjach które robiliście w górach.
FL: Zdecydowaliśmy się wyjść powyżej granicy 3000 m n.p.m. żeby znaleźć lepszy śnieg niż w dolnych partiach. Podejście trzeba było więc rozbić na 2 dni. Pierwszego dnia (tak jak podczas jednodniowych wycieczek wcześniej) pokonaliśmy jakieś 1000 m przewyższenia i dotarliśmy do pięknej doliny ze starą osadą pasterską. Cztery chaty były zbudowane w latach 50-tych i 60-tych. Kiedyś pasterze stacjonowali tu latem ze swoimi stadami i produkowali sery. Z racji, że chaty były budowane z przeznaczeniem do użytku latem, ich ściany miały mnóstwo dziur. W środku były stare piece na drewno i stare drewniane zydelki. Jako projektanta mebli, naturalny styl w jakim stworzone były chatki niezwykle mnie urzekł. Tego dnia zjechaliśmy sobie krótką linię w okolicy i przygotowaliśmy sobie spanie. Miałem hamak, a reszta spała na drewnianych pryczach. Wcześnie rano pogoda wyglądała super, więc wyszliśmy na lekko w górę, było jeszcze ciemno. Dotarliśmy do przełęczy na ponad 3000 m i to właśnie z niej założyliśmy najfajniejsze linie naszej wyprawy w doskonałym, suchym śniegu.
Podczas innej wycieczki, już ostatniego dnia, szliśmy po śladach, które nasz guide zrobił tydzień wcześniej. W międzyczasie trochę padało, więc ślady były niezbyt wyraźne. Podczas podchodzenia przez gęsty las w dolinie zorientowaliśmy się, że za jego śladami podążało także jakieś zwierzę, najprawdopodobniej wilk. Był więc lekki dreszczyk emocji. Wyżej, za śladami Siergieja pojawiły się znowu ślady innego zwierzęcia – najwyraźniej był to niedźwiedź. Miszka obudził się wcześnie w tym roku – żartował Siergiej – chyba jest głodny, szuka jedzenia. Zobaczcie na ślady pod drzewem. Następnie wyciągnął z plecaka sporych rozmiarów nóż i przytroczył go na piersi tak, aby zawsze był pod ręką. Po tych opowieściach staraliśmy się utrzymywać grupę razem, ciągle gwizdać i głośno się zachowywać, mając nadzieję, że Miszka usłyszy nas wcześniej i oddali się w spokojniejsze rejony. Ślady ciągnęły się jeszcze przez dobre kilkaset metrów w górę doliny.
PP: Jaka jest skala tamtejszego terenu?
FL: Z reguły nasze wycieczki oznaczały od 850 do 1300 m przewyższenia. Jednak tamtejsze doliny są dość długie, co oznacza długie podejście w łagodnym terenie, a potem dopiero strome wspinanie się do góry. Zwykle podejścia zajmowały nam od 4 do 6 godzin.
PP: Jakie mieliście warunki?
FL: Nasz wypad był stosunkowo krótki, trwał tylko tydzień i miał miejsce w trzecim tygodniu lutego 2018 (17.02 – 25.02). Miejscowi twierdzili, że to najcieplejsza zima od lat. Śnieg był trochę ciężki, szczególnie na dole, ale wyżej był fajny. Myślę, że dzięki Siergiejowi wycisnęliśmy z tego co zastaliśmy absolutne maksimum.
PP: Jakieś ciekawe plany na nadchodzącą zimę?
FL: Tej zimy czeka nas kolejna przygoda, równie ciekawa lub jeszcze ciekawsza niż Racza w Gruzji. Zamierzamy udać się na Syberię nad jezioro Bajkał, gdzie w górach Mamai przed nadejściem srogiej syberyjskiej zimy i zamarznięciem Bajkału, potrafią panować niesamowite warunki śniegowe. Woda paruje z jeziora, a wilgoć w postaci śniegu wysypuje się w górach znajdujących się na jego południowych brzegach. Wyjazd planowany jest na początek grudnia, jest to pewna niewiadoma i sam jestem ciekaw co z tego wyniknie. Może trafimy z tą wyprawą na karty Pure Powder w 2019 roku?
PP: Trzymamy zatem kciuki i czekamy na materiał do edycji w 2019 roku!
Po więcej informacji na temat regionu Racza zapraszamy na stronę Siergieja Potapenko: www.rachafreeride.com
Instagram Racha Freeride: KLIK
Facebook Racha Freeride: KLIK
Filip Ludka – z pasji snowboardzista, od kilku sezonów odkrywający góry na splitboardzie. Dawniej zajawka na snowboard zaprowadziła go do spędzenia kilku zim w Alpach (w Innsbrucku i Grenoble). Dzisiaj jest projektantem i współzałożycielem grupy projektowej Tabanda, tworzącej niestandardowe meble, a także wykładowcą Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku w Pracowni Projektowania Mebla. Filip podczas wyprawy do Gruzji testował customową deskę splitboardową zbudowaną przez swojego kolegę z Innsbrucka w firmie Baguette Boards: KLIK