Mniej znane ośrodki narciarskie stanowią często doskonałą alternatywę freeride’ową dla mocno rozreklamowanych miejscówek, gdzie aby zjechać kawałek w puchu trzeba się niemal ustawiać w kolejce. Takim ‘secret spotem’ jest odwiedzony przez naszego wysłannika szwajcarski ośrodek Arosa-Lenzerheide. Jak się okazuje, to prawdziwa freeride’owa perełka, położona w regionie Graubunden, nie tak znowu daleko od Polski!
Jak tam trafić?
Miejscówkę charakteryzuje niezwykle wygodny dojazd – np. z Krakowa jadąc autostradą A4 na Wrocław i potem przez Niemcy, niemal całą drogę (ok. 1250 km) pokonujemy autostradami. Przejeżdżając niewielki kawałek przez Austrię możemy zjechać z autostrady i uniknąć konieczności kupowania winiety, ale w Szwajcarii niestety już trzeba będzie się w nią zaopatrzyć. Arosa położona jest w sąsiedniej dolinie obok słynnego Davos, a Lenzerheide (oraz Valbella i Parpan) jeszcze jedną dolinę dalej. Do obu spotów prowadzi droga z większego miasta o nazwie Chur.
Dlaczego akurat tam?
Słyszeliście kiedyś o Arosie i Lenzerheide? Nie? No właśnie – i dlatego warto tam jechać! Szczególnie w tzw. martwym okresie w styczniu. Jest to ośrodek rodzinny, nastawiony na klientelę z dziećmi czy statecznych niemieckich emerytów, przemierzających trasy w swoich strojach z poprzedniej epoki. To nie jest typ osób, które rozjeżdżą Wam puch! Przez 8 dni widzieliśmy tam tylko jednego człowieka na szerokich nartach! Fakt, warunki nas nie rozpieszczały, więc w przypadku opadu na pewno takich osób byłoby więcej. Miejscówka ta zdecydowanie jednak nie należy do zatłoczonych, co powoduje, że warto wpisać ją na swoją listę miejsc godnych odwiedzenia. Po prostu jest tam pusto! Dodatkowym atutem jest brak w tej okolicy lodowców – najwyższe szczyty sięgają niemal 3000 m n.p.m, teren jest więc wysokogórski, ale w dolinkach nie zaskoczą Was niebezpieczne szczeliny.
Dwa w jednym
Do zeszłego roku Arosa i Lenzerheide były dwoma osobnymi ośrodkami narciarskimi, oddzielonymi od siebie niewielką dolinką Urdental. Pomysł na połączenie tych dwóch miejsc powstał aż 40 lat temu, ale udało się go zrealizować dopiero w 2014 roku! Widać więc, że nawet w Szwajcarii ludzie czasem nie potrafią się ze sobą dogadać. Tak czy inaczej, w końcu doszli do porozumienia i oto w 2014 roku nad dolinką Urdental, między szczytem Hörnli i przełęczą Urdenfürggli zawisły liny pięknej, nowej kolejki linowej łączącej ze sobą Arosę i Lenzerheide. I był to jeden z lepszych pomysłów na jakie mogli wpaść rządzący obiema dolinami lokalesi.
Jaki mają tam teren i gdzie pojeździć – Arosa
Sama miejscowość położona jest na wysokości ok. 1750 m n.p.m, więc całkiem wysoko, nawet jak na standardy alpejskie. Ma to jednak pewien minus – spot nie oferuje terenów leśnych, co przy gorszej widoczności i opadzie sprawia, że trzeba będzie przemieścić się na stronę Lenzerheide (ale o tej drugiej części ośrodka za chwilę). Jeżeli jednak widoczność jest ok, to mamy do dyspozycji kilka opcji wysokogórskich.
Najciekawsze z nich zlokalizowane są wokół górnej stacji kolejki linowej na szczyt Weisshorn (2653 m n.p.m.) – to najwyższy punkt po stronie Arosy. Z wagonika można bardzo dokładnie obejrzeć sobie teren, do którego niezwykle łatwo dostać się wychodząc z górnej stacji na prawo i od razu zjeżdżając pod liny kolejki. Przed nami otwiera się dość szeroki i w górnej części całkiem stromy żleb z ciekawymi formacjami terenowymi.
foto: Wikipedia Commons
Nad żlebem o którym mowa, na tej fotce unosi się chmura. Fajny zjazd można jednak także zaliczyć na prawo od dużej skały widocznej na zdjęciu. W obu przypadkach bez problemu dojedziemy do trasy.
W niedalekim sąsiedztwie Weisshorn (patrząc od dołu na prawo, niewidoczne na zdjęciu), znajdziemy także łatwo dostępne zbocza opadające ze szczytu Bruggerhorn (2447 m n.p.m.), na który można wyjechać krzesełkiem. Tutaj jednak teren jest na tyle kuszący, że może dość szybko pokryć się śladami. W przypadku Weisshorn, ślady na pewno też się pojawią, ale z racji faktu, że zjazd jest trochę bardziej wymagający, nie powinno być ich tak dużo.
Dobrym pomysłem może też być zwrócenie uwagi na dolinkę Urdental, nad którą biegnie łącząca Arosę i Lenzerheide kolejka linowa Urdenbahn. Zarówno z jednej jak i z drugiej strony można do niej zjechać, by później na fokach wydostać się na drugą stronę. Nad dolinką Urdental zawieszony jest także poniższy niezwykle interesujący kociołek, świetnie widoczny ze strony Arosy, ale dostępny po spacerze granią już od strony Lenzerheide:
Jeżeli jesteście już w rejonie kolejki Urdenbahn i wyczerpały Wam się pomysły gdzie jeździć w Arosie, to koniecznie przejedźcie do Lenzerheide – tam to dopiero zaczyna się freeride’owa zabawa!
Gdzie jeździć w Lenzerheide?
Lenzerheide jest miejscówką bardziej rozległą i z większą liczbą wyciągów niż Arosa, przez co różnorodność dostępnych opcji jest tu nieco większa. Tereny narciarskie znajdują się tam po obu stronach doliny. Po przedostaniu się kolejką Urdenbahn z Arosy na stronę Lenzerheide, warto od razu zjechać do kolejki linowej wiodącej pod szczyt Parpaner Rothorn (2865 m n.p.m., nie mylić z Aroser Rothorn). Wagonem wjeżdżamy na najwyższy punkt obu połączonych ośrodków i tu czeka na nas prawdziwe eldorado dla ambitnych i doświadczonych jeźdźców! Wystarczy przejechać kilkadziesiąt metrów trasą, by dotrzeć do przełączki skąd rozciąga się widok na przypominającą Alaskę dolinkę, oznaczoną na mapach nazwą Plang Bi. Królują nad nią dwa szczyty – bliższy Aroser Rothorn (2980 m n.p.m. oraz dalszy, znajdujący się w tej samej grani, Pizza Naira (2870 m n.p.m.).

Ewakuacja z tej dolinki może być wykonana na dwa sposoby. Szybkie wyjście na fokach i butach do wspomnianej przełączki – i jesteśmy na trasie. Druga opcja to zjazd całą doliną Plang Bi aż do Lenzerheide. Latem biegnie tamtędy szlak pieszy, ale polecamy się zaopatrzyć w mapę i dokładnie ją przestudiować, niezłą opcją jest także wersja elektroniczna: http://map.wanderland.ch/.
Ciekawa opcja odbija także z nartostrady biegnącej z górnej stacji kolejki Parpaner Rothorn do górnej stacji krzesełka Weisshorn Speed (to inny Weisshorn niż ten po stronie Arosy – oj, mapa się przyda!). W pewnym momencie, tuż po wyjechaniu z tunelu, którym biegnie nartostrada, po prawej stronie trawersujemy nad dolinką gdzie pod śniegiem ukryte są dwa jeziorka – Totseeli i dalej Alplisee. Jeżeli mamy ochotę na długi, łagodny zjazd w dzikich rejonach, to dolinką tą można dojechać aż do Arosy. Po drodze mija się jeszcze jedno jezioro – Schroellisee. Tak, wiemy, na szwajcarskich nazwach można połamać sobie język ale niech kolorytu doda im fakt, że wiele pochodzi ze starodawnego języka retoromańskiego, który nadal usłyszeć można w regionie Graubunden.
“Żleby, strome grzędy – dziękuję bardzo! A może do lasu?”
Jeżeli nie mamy ochoty na opcje z gatunku ‘big mountain’, nerwowe stąpanie po grzebieniu grani, czy dzikie doliny, powinniśmy udać się na zorientowane na wschód zbocza doliny Lenzerheide. Teren pomiędzy wyciągami Tgantieni-Scalotta oraz Pedra Grossa-Gertrud zamienia się w przypadku opadu w niesamowity plac zabaw. Małe choinki, skałki, niewielkie wypiętrzenia, a niżej świerkowy las, zapewnią 200% satysfakcji z beztroskiej jazdy w puchu, obsługiwanej przez wspomniane wyżej, szybkie 4-osobowe krzesełka. Co istotne, zjazdy te nie są tak bardzo oczywiste na pierwszy rzut oka – stąd jak jesteśmy szybcy, z pewnością zaliczymy kilka epickich przejazdów. Zapuszczając się tam dotrzemy zwykle do jakiejś trasy, lub, od biedy, ścieżki pieszej których jest tam całe mnóstwo. Podobne rejony znajdują się także pomiędzy wyciągami Pedra Grossa oraz Lavoz, jednak należy uważać na objęty ochroną fragment lasu, w którym nie można jeździć.
Gdzie sprawdzać zagrożenie lawinowe?
W wielu miejscach w całym ośrodku znajdziecie tablice z informacją o aktualnym zagrożeniu lawinowym, warto jednak sprawdzać dokładną informację dla swojego rejonu na stronie www.slf.ch. Instytut SLF ma także swoją bezpłatną aplikację ‘White Risk’ na iOS i Android, dostępną w trzech językach, w tym po angielsku. Apka mając dostęp do Internetu na bieżąco ściąga biuletyny i informacje o zagrożeniu, ma także dostęp do pomiarów z umieszczonych w górach automatycznych stacji meteo. Jednym słowem – szwajcarska robota.
Podsumowując ten nasz nieco „przewodnikowy” artykuł, musimy jednoznacznie stwierdzić, że Arosa-Lenzerheide wydaje się być naprawdę ciekawym ‘secret spotem’ na styczniowe wypady (mało ludzi). Będąc zaopatrzonym w dobrą mapę okolicy (Map.wanderland.ch) i głowę na karku, można tam naprawdę sporo pojeździć nie ścigając się do ostatnich połaci puchu z dyszącą i sapiącą śnieżnym pożądaniem hałastrą! Nie zapomnijcie więc śledzić kursu franka szwajcarskiego i jak tylko będzie okazja, udajcie się do Arosy i Lenzerheide, nie zapominając o zjedzeniu fondue i raclette!!!