Japońska wyspa Hokkaido, słynąca z niesamowitych opadów śniegu, jest często na samym szczycie listy marzeń miejsc do odwiedzenia dla każdego narciarza i snowboardzisty. Co roku staje się naturalnym kierunkiem pielgrzymek poszukiwaczy puchu z całego świata. Ciekawy zbieg okoliczności spowodował, że nawiązaliśmy kontakt z niezwykle interesującym człowiekiem, który prowadzi intensywną narciarską eksplorację tamtejszych gór. Efektem tych działań jest niesamowita strona HokkaidoWilds.org – pierwsza, angielskojęzyczna, bezpłatna, internetowa baza wiedzy o prawdziwym backcountry na Hokkaido. Przedstawiamy Wam wywiad z Robem Thomsonem, pochodzącym z Nowej Zelandii podróżnikiem, naukowcem i pasjonatem jazdy w głębokim puchu!
Jeżeli planujecie wyjazd w tamte rejony i chcecie operować poza ośrodkami narciarskimi – koniecznie odwiedźcie tę stronę!
Pure Powder: Skąd pochodzisz i jak to się stało, że zainteresowałeś się jazdą na nartach poza trasami?
Rob Thomson: Dorastałem na Wyspie Południowej Nowej Zelandii, w mieście położonym najbardziej na południe jak tylko się da – Invercargill. Gdy mieszkasz tam i jesteś młody, masz w zasadzie dwie rzeczy do wyboru – albo jesteś fanem alkoholu, imprez i samochodów, albo szukasz przygód wśród dzikiej przyrody i jesteś outdoorowcem. Jako młodego chłopaka zdecydowanie bardziej ciągnęło mnie w dzicz, w Nowej Zelandii mówimy na to tramping. Fascynowała mnie przyroda i przebywanie w niej. Nie jeździłem jeszcze wtedy za wiele na nartach.
Wizerunek narciarstwa był dla mnie taki, że jest to sport drogi, trzeba było jechać 2,5 godziny do najbliższego ośrodka narciarskiego, łącznie może byłem na nartach w Nowej Zelandii ze dwa razy. Zawsze warunki były złe, trasy były pokryte lodem, a kolejki do wyciągów ciągnęły się w nieskończoność. Stanie w kolejkach i jazda po lodzie nie stanowiły dla mnie powodów dla których jeździłbym w góry. Narciarstwo nie pociągało mnie aż tak dopóki nie trafiłem na Hokkaido 8 lat temu.
Zacząłem od noszenia zwykłych zjazdowych nart na plecaku i chodzeniu na rakietach śnieżnych. Stanowiło to dla mnie rozwinięcie letnich wędrówek, z tą różnicą, że masz więcej wolności. Czyli wychodzi na to, że to nie do końca narciarstwo przyciągnęło mnie do skiturów i freeride’u, a raczej letnie aktywności przeniesione w warunki zimowe.
Zanim przejdziemy do Twojej historii osiedlenia się w Japonii, chcielibyśmy jeszcze zapytać o Twój dość osobliwy rekord Guinnessa, który nadal utrzymuje się nie pobity.
Nigdy nie miałem takiego planu, aby pobijać jakieś rekordy, a szczególnie rekordu długości podróży na deskorolce. Cała historia zaczęła się ok. 15 lat temu, mieszkałem wtedy przez 3 lata na południu Japonii i pracowałem tam. Ten 3-letni okres pomału się kończył i chciałem za wszelką cenę stamtąd wyjechać – ciągle było za gorąco, zbyt tłoczno, góry po których tam chodziłem były bardzo „gęste”, doliny klaustrofobiczne. Przed powrotem do Nowej Zelandii chciałem przeżyć jakąś przygodę. Wymyśliłem więc, że przejadę rowerem trasę z Japonii do Wielkiej Brytanii.
Czytałem blogi ludzi, którzy realizowali takie podróże, nie miałem jednak doświadczenia jak to robić. Googlowałem więc „Jak podróżować na rowerze” i trafiałem głównie na historie osób przemierzających położone wysoko pustynie czy przełęcze górskie w centralnej Azji i obozujących obok dzikich rzek. Myśl o byciu zdanym samemu na siebie i intensywności takiej przygody, naprawdę mocno zadziałała mi na wyobraźnię. Wiedziałem, że muszę coś takiego zrobić. Centralna Azja była stosunkowo blisko Japonii, łatwo było się tam dostać i było tam mnóstwo przestrzeni. Tak powstał pomysł aby udać się w roczną podróż rowerem.
Udałem się więc do Taszkientu, stolicy Uzbekistanu i siedząc tam w kafejce internetowej kombinowałem jak pozałatwiać formalności w różnych ambasadach. Doszedłem do wniosku, że gdybym miał tam deskorolkę, to byłoby mi znacznie łatwiej przemieszczać się po mieście. Od razu potem zacząłem się zastanawiać czy dałoby się podróżować przy użyciu deskorolki. Bądź co bądź rower to jednak spory kawałek całkiem skomplikowanego urządzenia, może się zepsuć. A deskorolka jest niezwykle prosta – wydawała mi się kolejnym krokiem do jeszcze większej wolności.
Pomysł chodził mi po głowie aż do momentu gdy dotarłam do Szwajcarii. Drogi zaczęły być naprawdę gładkie i dobrej jakości. Jednocześnie trafiłem w Internecie na Brytyjczyka, który przemierzał na deskorolce Australię w ramach projektu charytatywnego, na który zresztą zebrał sporo pieniędzy. Korzystał jednak ze wsparcia samochodu – po moich przygodach podczas podróży rowerowej, czułem, że mogę to zrobić bez takiego zaplecza.
Zdecydowałem więc, że spróbuję pokonać trasę ze Szwajcarii do Wielkiej Brytanii na deskorolce w ramach testu. Gdy dotarłem do wybrzeży Morza Północnego w Holandii, okazało się taka forma transportu totalnie się sprawdza. Potem postanowiłem kontynuować – tym sposobem przejechałem na deskorolce przez USA, a potem Chiny. Tym sposobem ustanowiłem rekord Guinessa w najdłuższej podróży na deskorolce.
A jeździłeś wcześniej na deskorolce?
Nie za bardzo. Na studiach, jeszcze w Nowej Zelandii, dojeżdżałem na uniwersytet na longboardzie, ale jeżeli chodzi o podstawowe triki jak ollie, to nie potrafiłem ich robić (śmiech). To był po prostu środek transportu.
Czyli podczas podróży także używałeś longboardu?
Tak jest.
Czy uprawiałeś w Nowej Zelandii surfing i stąd wziął się longboard?
Nie, jakoś nigdy nie miałem okazji surfować.
Jak to się stało, że trafiłeś na stałe do Japonii i zamieszkałeś tam?
To kolejna długa historia. Invercargill z którego pochodzę, jest na samym południu Wyspy Południowej Nowej Zelandii, nie ma tam zbyt wielkiej różnorodności etnicznej. W szkole w mojej klasie był chłopak z Japonii, z którym się zaprzyjaźniłem i który z rodzicami mieszkał w Nowej Zelandii. Nie mówił w ogóle po angielsku. Jego rodzice zaproponowali mi, że jeżeli będę mógł kupić bilet lotniczy, to zabiorą mnie ze sobą w swoją doroczną podróż do Japonii na 3 tygodnie. Tym sposobem mając 14 lat po raz pierwszy udałem się do Japonii i była to moja pierwsza zamorska podróż. Było to niezwykle intensywne doświadczenie.
Niewiele później, bo gdy miałem 16 lat, mój ojciec dowiedział się o rocznej wymianie między szkołami średnimi w Japonii. Zaaplikowałem i dostałem się do programu. Trafiłem do południowej Japonii i niezwykle podobało mi się wyzwanie jakim było nauczenie się języka japońskiego. Totalnie złapałem bakcyla i po powrocie do Nowej Zelandii skończyłem studia z zakresu japonistyki, głównie dlatego, że nie musiałem się aż tyle uczyć (śmiech).
Ile czasu zajęło Ci nauczenie się języka tak aby mówić mniej więcej płynnie?
Jakieś 6 miesięcy żeby poczuć się w miarę swobodnie. Ale trzeba pamiętać, że mój pobyt w Japonii to było jak pełne zanurzenie się w tej kulturze. Nie przypominam sobie abym mówił po angielsku choćby raz przez te 12 miesięcy wymiany. Nie miałem wyjścia – musiałem się nauczyć mówić aby jakoś funkcjonować. Po 12 miesiącach mówiłem już całkiem nieźle. Jednak wydaje mi się, że mam smykałkę do języków, jestem trochę jak papuga. Podczas moich podróży zwykle szybko łapałem słowa i zwroty które pomagały mi się komunikować. Jeżeli jesteś w sytuacji gdy nie masz wyjścia i musisz nauczyć się języka, to na pewno pomaga.
Tak jak wspomniałem, po powrocie z wymiany trafiłem na studia związane z Japonią i po ich skończeniu od razu ponownie udałem się do Japonii. Zamieszkałem w niewielkiej miejscowości na południu Japonii, ok. 5000 mieszkańców i pracowałem dla tamtejszego urzędu miasta. Przez te 3 lata, które tam spędziłem, czar Japonii trochę dla mnie prysł i wtedy udałem się w podróże, o których rozmawialiśmy wcześniej. Trwały one 2,5 roku, a potem znowu trafiłem do Nowej Zelandii. Zastanawiałem się co robić dalej ze sobą.
Uznałem, że interesują mnie tematy związane z tym jak ludzie myślą i zachowują się. Postanowiłem więc spróbować swoich sił w naukowym badaniu tego typu procesów. Podróże powodowały, że myślałem dużo o różnicach kulturowych. Miałem cały czas w pamięci to jak był traktowany w szkole mój japoński kolega – inne dzieciaki nie były dla niego zbyt miłe i z jakiegoś powodu skierowana była na niego nienawiść, tylko dlatego, że był inny. Zastanawiałem się nad mechanizmami, które do tego prowadzą. Chciałem zagłębić się psychologię kultury. Zaaplikowałem więc na stypendium oferowane przez rząd japoński na japońskim uniwersytecie. Zawsze o tym marzyłem, żeby móc studiować na japońskiej uczelni, jeszcze lepiej nauczyć się japońskiego i prowadzić badania z zakresu kulturoznawstwa.
Zanim wylądowałem w mieście Naguya, nieco na południe od Tokio, zdążyłem ożenić się z moją Haidee i wyjechaliśmy razem z Nowej Zelandii. Spędziłem tam rok, ale szybko zorientowaliśmy się, że dalsze mieszkanie w tym betonowym, niezwykle upalnym mieście nie jest dla nas dobre. Haidee pracowała wcześniej przez 1,5 roku w Niseko na Hokkaido, miała więc na tej wyspie kontakty. Dodatkowo okazało się, że można zaaplikować na tamtejszy uniwersytet i tym sposobem znaleźliśmy się w Sapporo.
Czyli niekoniecznie narty czy aktywności outdoorowe przyciągnęły Cię na Hokkaido?
Myślę, że jednak to także grało dużą rolę. Żeby wydostać się poza miasto Naguya trzeba było jechać pociągiem 2 godziny, a dopiero przekraczałeś granice miasta. Na Hokkaido przyroda jest znacznie łatwiej dostępna i to na pewno spowodowało, że nie zastanawialiśmy się za wiele. Zawsze bardzo dużo jeździłem na rowerze, także zimą, co było niesamowite. Dotarło do mnie, że trzeba zrobić użytek także z tej pory roku. Wszystko odbywało się więc stopniowo i tak z czasem zanurzyłem się w tematy narciarskie na Hokkaido.
Poprzednia strona, którą prowadziłeś przed HokkaidoWilds.org, było 14degrees.org. Opowiedz o tym projekcie i jak to się stało, że przerodził się w HokkaidoWilds.org?
14degrees.org było po prostu moim blogiem, który prowadziłem na użytek mojej podróży dookoła świata. Nazwa wzięła się stąd, że trasa rowerowej podróży przez kontynent euroazjatycki prowadzi między 38 a 52 równoleżnikiem półkuli północnej – mamy zatem pas o szerokości 14 stopni. Pisałem bloga codziennie podczas podróży, a potem także po powrocie i po przybyciu na Hokkaido. Stopniowo zacząłem pisać coraz więcej o tym jakie aktywności i wycieczki tutaj robiliśmy z Haidee. Z początku nie były to tak dokładne opisy, jakie są teraz. Jednak z biegiem czasu zacząłem dochodzić do wniosku, że skoro już robimy te wszystkie wycieczki, to trzeba dodać do nich jakieś informacje praktyczne, tracki GPS – tak, aby inni mogli z tego skorzystać i powtórzyć nasze trasy. Szukałem i okazało się, że nic takiego nie ma. Jednak była to stopniowa ewolucja.
Pod koniec poprzedniej zimy 2017/2018, zorientowałem się, że moje archiwum puchnie coraz bardziej, ale informacje były wtłoczone w posty na blogu, nie było łatwo ich poszukiwać. Wiedziałem, że aby miało to wartość dla innych, to struktura strony musi zostać zmieniona. Strona i tak już coraz mniej była blogiem, stawała się źródłem wiedzy o outdoorowych aktywnościach na Hokkaido.
Ile czasu zatem zajęło Ci zgromadzenie tych wszystkich informacji, które dzisiaj możemy zobaczyć na HokkaidoWilds.org?
Część dotycząca nart zajęła mi jakieś 5 lat, ale na początku publikowałem tylko 2-3 wycieczki na sezon. Dopiero przez ostatnie 3 lata skupiłem się na tym aby robić to tak często jak tylko mogę. Do części rowerowej informacje zbierałem już odkąd tu jesteśmy, czyli od jakiś 8 lat.
Wiem, że w tematy zimowe na Hokkaido pomogło Ci wejść jeszcze dwóch ludzi. Powiedz coś o nich – kim są?
Leon Roode jest Nowozelandczykiem, który mieszkał na Hokkaido przez 17 lat. Był na Hokkaido nauczycielem angielskiego, ale też niezwykle intensywnie aktywnym przewodnikiem górskim. W zasadzie co tydzień był w górach, samemu, bądź z klientami. Jest jedynym człowiekiem spoza Japonii którego znam, który przeszedł cały łańcuch gór Hidaka, najdzikszych i najsłabiej eksplorowanych gór na Hokkaido. Założył Hokkaido International Outdoor Club. Był dla mnie dużą inspiracją do odkrywania tego co Hokkaido ma do zaoferowania w temacie outdooru. Drugą osobą był pochodzący z Wielkiej Brytanii Rick Siddle, niezwykle doświadczony outdoorowiec, jest także naukowcem i prowadził badania nad ludnością Ainu, rdzennymi mieszkańcami wyspy. Nie znam nikogo kto miałby więcej doświadczenia górskiego niż on.
Rzeczywiście jest tak, że pionierami w rozwijaniu turystyki outdoorowej na Hokkaido byli Australijczycy i Nowozelandczycy. Znacznie łatwiej i taniej jest dotrzeć z tych krajów do Japonii niż do USA czy Europy.
Poza niesamowitymi warunkami śniegowymi – co jeszcze powoduje że Hokkaido jest takim niezwykłym miejscem?
Mając za sobą przygody z wyprawami rowerowymi, chyba wskazałbym właśnie tę możliwość. Nie ma na Hokkaido miejsca, w którym nie byłbym na rowerze. Wyspa ma mniej więcej 500 km ze wschodu na zachód i z południa na północ. Można więc robić jedno- lub dwutygodniowe wycieczki rowerowe. Jest wspaniałe wybrzeże, otwarte równiny, jedne z największych terenów podmokłych w całej Japonii, ze wspaniałą przejrzystą wodą i przyrodą – np. stadami wielkich, dwumetrowych żurawi. Świetne jest to, że na koniec każdego dnia trafisz na jakiś onsen (gorące źródła – przyp. red.). Przez moją stronę dostaję mnóstwo zapytań o skitury, ale gdy pomału kończy się sezon zimowy, prawie tyle samo osób pisze z pytaniami dot. wycieczek rowerowych. Przyjeżdżają naprawdę z daleka, przede wszystkim z zamiarem podróżowania po Hokkaido na rowerach.
Czy wiesz coś na temat popularności rowerów górskich na Hokkaido? Tamtejsze góry wyglądają na odpowiednie do tego typu aktywności.
Jest całkiem nieźle rozwinięta sieć szutrowych dróg leśnych, ale szlaków typowo pod rowery górskie zbyt wiele nie ma. Wokół Sapporo, lokalsi wytyczają ścieżki, a większe ośrodki narciarskie też zaczynają widzieć tę kwestię jako szansę na działanie latem i budują ścieżki. Nie jest to jednak większa zjawisko. Próbowaliśmy kiedyś przejechać Hokkaido po wspomnianych drogach leśnych, ale mnóstwo z nich rozmywa woda i nie zawsze są w dobrym stanie.
Jakie masz dalsze plany dotyczące strony HokkaidoWilds.org?
Planuję uruchomić na stronie serwis dzięki któremu będzie można zaopatrzyć się w mapy pod konkretne wycieczki. Pomaga mi w tym Markus Hauser – mój znajomy ze Szwajcarii, który jest kartografem. Udzielałem mu kiedyś informacji o kilku miejscach przez które jechałem rowerem, gdy przygotowywał mapy na zlecenie władz Tadżykistanu. Gdy robił mapę do wędrówek po paśmie górskim Daisetzu, ponownie odezwał się do mnie i znowu mu trochę pomogłem. Gdy uruchomiłem HokkaidoWilds.org, bardzo chciał mnie wspomóc w stworzeniu map. Mapy które były dostępne wcześniej nie miały tylu szczegółów co mapy przygotowywane przez Markusa.
W dłuższej perspektywie czasu chcielibyśmy wprowadzić te mapy jako produkt do sprzedaży, ale na ten moment chcemy po prostu dać ludziom możliwości i narzędzia aby byli bezpieczniejsi w górach Hokkaido. Dając ludziom tylko track z GPS-a narażasz się na krytykę, że zachęcasz innych do polegania tylko na jednej formie nawigacji w terenie. Dając im dobrej jakości mapę, bazującą na oficjalnych rządowych mapach japońskich, sprawiamy, że mogą także polegać na tradycyjnych, niezawodnych metodach.
Dzięki za rozmowę i do zobaczenia na Hokkaido!
Serdecznie zapraszam do korzystania ze strony! Jeżeli ktoś chce podziałać z dala od ośrodków narciarskich i w troszkę bardziej przygodowej formule, HokkaidoWilds.org z pewnością dotarczy mu mnóstwo potrzebnych informacji!
Od redakcji
Co znajdziecie na stronie HokkaidoWilds.org:
- zasady działania w górach na Hokkaido, w tym kwestie związane z bezpieczeństwem
- niezwykle dokładnie i skrupulatnie opisane konkretne wycieczki skiturowe z trackami GPS, pogrupowane także wg trudności oraz „przyjazności” dla splitboarderów (!)
- sposoby dotarcia do punktów początkowych wycieczek przy pomocy transportu publicznego z Sapporo
- polecane przez autora mapy i aplikacje nawigacyjne wraz ze sposobami ich pozyskania, konfiguracji i zainstalowania angielskich nakładek
- listę schronisk i schronów górskich, sposoby dotarcia do nich, zasady korzystania (HIT!)
- informacje praktyczne jak namiary na sklepy outdoorowe w Sapporo
- specyfikę warunków pogodowych, lawinowych i śniegowych na Hokkaido
- namiary na ONSENY (gorące geotermalne źródła) do których warto wskoczyć po całym dniu na nartach
- wycieczki letnie: wędrówki i wycieczki rowerowe po całej wyspie
Autor strony zachęca także do nadsyłania opisów swoich wycieczek, których jeszcze sam nie zrealizował i nie zamieścił na stronie!
Rob Thomson – pochodzący z Nowel Zelandii założyciel HokkaidoWilds.org i główny twórca treści zamieszczanych na stronie. Nadal utrzymuje się jego rekord Guinnessa za najdłuższą podróż na deskorolce (12159 km). Pokonał także 12000 na rowerze jadąc z Japonii do Szwajcarii. Posiada doktorat z dziedziny nauk behawioralnych i aktualnie pracuje jako wykładowca na uniwersytecie Hokusei Gakuen w Sapporo.
Instagram Roba: @rob_tomo
Instagram HokkaidoWilds: @hokkaidowilds
Rozmawiał: @piotrekgnalicki
Zdjęcia: HokkaidoWilds.org
Projekt graficzny strony HokkaidoWilds.org: @welldonegan